24 lutego 2014

Wracamy do normy

Dzisiaj w nocy wróciliśmy do domu po tygodniu ferii. Jak pewnie wszyscy się domyślają, cała nasza rodzina ogromnie się stęskniła za małym pieseczkiem i tylko jak zjedliśmy śniadanie, wyruszyliśmy po psiaka. Całą drogę zastanawiałam się, jak Lusiak się zachowa. Na początku zaszczekała, ale to dlatego, że mama zadzwoniła na domofon. Potem zaczęło się szaleństwo.
Zaczęła piszczeć, kłaść się pod nogami i dosłownie gryźć po twarzy z podekscytowania. :D Raz tak na mnie skoczyła, że się przewróciłam. Potem biegała w koło samochodu, domu, ogrodu... Musiała być naprawdę szczęśliwa. <3 Dla mnie to trochę dziwne uczucie, z racji że nigdy przedtem nie miałam psa. Byłam bardzo szczęśliwa, ale jednak nie pachniała nawet tak jak Lusiak. Tak jakby to był teraz trochę inny pies. Sama nie wiem.

Co do pobytu psiaka poza domem bez nas, to spisała się naprawdę świetnie. Potrafi naprawdę szybko przystosować się do nowej sytuacji. Doświadczyła już kilka dłuższych podróży, zmiany miejsc oraz ludzi i nigdy nie mieliśmy z nią problemu. 

 Tutaj zdjęcie z naszą świnką morską Maksiem. :)


Oprócz podróży do domku, mieliśmy dziś dosyć aktywny dzień. Tak naprawdę dzisiaj pierwszy raz zrobiłyśmy sobie trening na dworze. Wcześniej nie było takiego 'prawdziwego'. Chociaż Lusia była trochę zagubiona po gwałtownej zmianie otoczenia, to na treningu wszystko poszło super. Jeszce przed zimą poprosiłam tatę, żeby powbijał przeszkody (z kijów :D) w ziemię w ogrodzie ale jakoś nie miałyśmy potem zbyt wiele prób pokonania torku. Głównie dlatego, że na śniegu jakoś mi się nie chciało. Ale dzisiaj nadszedł ten dzień, kiedy 'płotki' się przydały. Nie przebiegłyśmy całego, (w brew pozorom to tylko cztery płotki :)) tylko częściowo, bo stwierdziłam, że to by było zbyt dużo jak na pierwszy raz po przerwie. Muszę przyznać, że się zdziwiłam, bo Lusia patrzyła na moją rękę. Robimy postępy. ;)

Kochana pieszczocha! (gdzie ten obiektyw?!)


Spróbowałyśmy też czegoś zupełnie nowego, a mianowicie aportu drewnianego. Nie wiem, w jaki sposób mam jej uczyć tej obikowej magii, ale się staram i sama uczę się na błędach. Wcześniej w domu ćwiczyłyśmy trzymanie. Z tym nie mamy problemu, gorzej z opuszczaniem głowy. Ale to podobno normalne u borderów. Lecz dzisiaj jej go rzuciłam i efekt był zadowalający. Co prawda nie za bardzo chciała wziąć go w pysk i trochę kombinowała, ale się udało i Lusiak mi go przyniósł. Niestety, po kilku rzutach aport uległ zniszczeniu... Teraz leży w garażu i czeka na naprawę. :) Więc na razie musimy dać sobie z tym spokój.

Skakanie na spodnie Kuby brudnymi łapkami jest przecież takie fajne!


Oprócz aportu spróbowałyśmy frisbee. Też wyszło super. Wiem, że nie mogę jakoś z tym przesadzać, ale ja nawet nie wiem o co chodzi we frisbowej sztuce, więc myślę, że zwykłe rzucanie na jakieś 10-15 metrów nie zaszkodzi Luśkowi.
A wyszło super z tym, że mała załapała od razu, że to gumowe to trzeba przynieść do pańci, a nie zwiać gdzie pieprz rośnie. :D Tylko na początku zastanawiała się jak podnieść to z ziemi. Ale myślę, że nasza trenerka nam wszystko wyjaśni.

Uważam ten dzień za udany, a dzisiaj jeszcze poćwiczymy pozycje i skręcanie w chodzeniu przy nodze. Dziękuję wszystkim, którzy czytają moje wypociny. Hej!

Lusia pozdrawia z dziwnej pozycji. :D

2 komentarze:

  1. Hej! Widzę, że jest coraz to więcej borderowych blogów :)
    Wasz postrzegam jako jeden z lepszych. Ja również prowadzę BC- kowy blog. Moja suczka Coda jest po tym samym ojcu, co Twoja - po Persano :)
    Jeśli potrzebowałabyś pomocy przy blogu lub coś, to pisz :)
    Zapraszam na mojego bloga:
    codabordercollie.blogspot.com

    Pozdrawiamy,
    Natalia&Coda ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję Ci bardzo za miłe słowa! Twój blog również jest świetny. Bardzo się cieszę, że poznałyśmy z Lusiakiem nową 'prawie-siostrę'. :D

    OdpowiedzUsuń

Napisz w komentarzu link do swojego bloga. Jeśli mi się spodoba, dodam go do obserwowanych. Zachęcam do komentowania :)