Lusieł był jednym wielkim rozpieszczonym miśkiem i generalnie nigdy nie pałała miłością do szczeniaczków, raczej podchodziła do nich z dużą dozą zrozumienia i dystansu. Zdarzało jej się również kłapnąć zębami, kiedy jakiś za bardzo jej wszedł na głowę. Byłam pewna, że z Monte będzie to samo, albo i gorzej, bo Monte należy do tych nachalnych i złośliwych gadów, które atakują swoimi szpileczkami wrażliwe uszy innych kluchów. No i rzeczywiście, kiedy pierwszy raz przywiozłam Monte do domu, sytuacja nie wyglądała za ciekawie, on też w ogóle nie respektował mojego zdania, a Lusia miała cały dom jako poparcie swojej niepodważalnej pozycji. Przez cały weekend doszli do takiego stanu, że on ją zaczepiał, a ona starała się za bardzo na niego nie warczeć.
I uwaga, przyjechałam znowu po trzech tygodniach.
Już pierwszego dnia sytuacja wyglądała o niebo inaczej, pieski razem zasnęły na moim łóżku! Cud. Lusia nie lubi nawet gdy ja leżę zbyt blisko niej, a co dopiero inny pies! Kilka lat temu odwiedziła nas ciocia z jack russel terrierem, który bezczelnie rozwalił się na jej posłaniu. Luś przez tydzień chodziła obrażona z tego powodu. A teraz nie wiem, tak jakby zrozumiała, że tego gnojka się nie pozbędzie, że to już tak na stałe. Chyba zaakceptowała go jako nowego członka naszej rodziny.
Jednak głównym motywem tego posta miało być życie z nimi na co dzień. Życie z jednym, ułożonym psem potrafi być nudne i dopiero teraz to zauważyłam. Codziennie ten sam spacer bez żadnych ekscytacji, tak samo udany trening, ustalony rytm dnia. Niesamowite jak wiele się zmienia gdy dodamy tylko jednego osobnika więcej. Wcześniej w życiu by mi nie przyszło do głowy, że Lusia ma problemy z opanowaniem emocji, wydawała mi się oazą spokoju. Ojej, teraz, kiedy tylko wyjmuję żarcie i treningowe przedmioty, dosłownie nie jest w stanie wysiedzieć. Nie pamięta najprostszych komend i ma duże problemy z zostawaniem w miejscu. W sumie nigdy nie pracowała w takich rozproszeniach. Ale zauważyłam też coś, czego za nic bym się po niej nie spodziewała, szczególnie na stare lata. Mianowicie, Lusieł chce się bawić! I na spacerze, i w domu. Cóż my przeszłyśmy za katorgę z zabawą w naszych młodych latach! Nagle odzyskała motywację na zabawki, i to wszystkie, nawet ażurka wróciła do łask.
Cudne są też spacerki, dlatego tak bardzo lubię teraz na nie chodzić. Monte nie jest psem pokornym, przechodzi teraz swój okres młodzieńczego buntu i przywołanie prawie nie działa. A na spacerze z Lusią jestem spokojna o nie obydwa, bo nie dość, że oboje bardziej się pilnują, to dodatkowo wystarczy, że zawołam jedno i natychmiast mam przy nodze oba psy. Spacery ogólnie rzecz biorąc pomagają Monte znaleźć równowagę w życiu, są spokojne i ekscytujące jednocześnie, na spacerach ja się nie spinam i on to bardzo czuje. Lusia jest jego bezpieczną ostoją i pokazuje mu, że nie trzeba bać się szczekających psów i dziwnych dźwięków. On jest wpatrzony w nią jak w obrazek, naśladuje ją na każdym kroku. To jest coś, co sprawia, że jestem wdzięczna za te dwa odmienne żywioły.
Nareszcie czuję, że coś mi w życiu zaczyna grać, dzięki tym psom odnajduję siebie i wszyscy jesteśmy szczęśliwsi. Poznajemy wspólnie jak wygląda życie w stadzie. Nie mogę się doczekać, jak to będzie wyglądać dalej, jak Monte trochę dorośnie. Czy będą kiedyś psimi przyjaciółmi, czy wciąż będą do siebie podchodzić z dystansem? Jeśli jeszcze się wahacie, czy brać drugiego psa, mówię wam ja, największa tego przeciwniczka: jeszcze jak!
Czuję, że to będzie dobry rok. :)
Ojejku, pamiętam z Facebooka ogłoszenie z Twoim małym Monte do adopcji :D Fajnie, że będzie można śledzić jego losy na blogu. Ja sama byłam w podobnej sytuacji, przygarnęłam Jima, kiedy moja spokojna i ułożona suczka miała już 7 lat i mogła robić za psiego nauczyciela. Ale przez brak wiedzy i myślenia perspektywicznego suczka stała się dla niego tak ważna, że trudno było mi odkręcić jego skłonności do podążania za nią/pilnowania jej na wspólnych spacerach, za bardzo postawiłam na to, że ma być luz i psia przyjaźń, a za mało na zwykłe ćwiczenie posłuszeństwa i spacery indywidualne. Dobry przewodnik jest z pewnością w stanie rozwiązać to dużo lepiej ;) Na początku nie było kolorowo, z czasem zaczęli działać jak zgrany duet, ich relacja stawała się coraz silniejsza i niesamowicie się do siebie przywiazali :)
OdpowiedzUsuńPS. Jeśli przypadkowo dodałam dwa podobnie brzmiące komentarze (telefon szaleje), to ten jest tym właściwym :p
Taka mała/wielka zmiana a tyle dodatkowych bodźców! Fajnie, że teraz Wam się nie nudzi i cały czas wiecie, że przed Wami wiele nowego :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń