28 stycznia 2019

Stefan vel Monte

Dziś opowiem trochę więcej o szczeniaku, jaki jest i jak nam się razem żyje do tej pory. Fascynujące jest wychowywanie psa tak bardzo innego od poprzedniego i który w najmniejszym stopniu spełnia moje oczekiwania. :D To będzie bardzo ciekawa przygoda, a z pewnością pełna wyzwań.


Monte jest u mnie 3 tygodnie, więc już mogę o nim coś powiedzieć. Jest totalnie szalony i czasami ciężko mi nad nim zapanować. Kennel to nasze wybawienie z wielu sytuacji, w których szczeniak nadmiernie się pobudza. Zazwyczaj ma milion pomysłów na minutę i ciężko mu się uspokoić samemu. Oczywiście rozumiem, że jest szczeniakiem i ma bardzo dużo energii, ale wielokrotnie przesadza i widzę, że męczy go to. Zaczyna wariować i przekłada swoją energię na niepożądane zachowania. Zabawa go nie męczy, długi spacer również. Praca z nim na razie nie jest przyjemnością, ale z dnia na dzień uczymy się, że nauka różnych komend potrafi być suuuper! Bardzo polubił kształtowanie i w ten sposób udało nam się nauczyć obrocików i wchodzenia do klateczki. Sesje kształtowania robimy krótkie, bo dość szybko się zniechęca, później robimy naukę bardziej ruchowych sztuczek, które Monte uwielbia.


Ząbkowanie na razie mocno daje o sobie znać, tutaj jest klasyczny przykład tego, jak bardzo różni się od Lusi, gdy była w jego wieku. On jest uparty i ma własne zdanie na większość tematów, Lusia była i jest mega uległa i mięciutka. Dlatego niemały trud sprawia mi przekonanie Monte do nie kradnięcia kapci. :D Czekoladowy piesek jest również twardy jak czołg, nic go nie wzrusza i nie obchodzi, na przykład mój podniesiony głos. Lusi wystarczyło to, że krzywo się na nią spojrzałam i już nigdy więcej, nigdy przenigdy nie robiła niechcianej rzeczy, tylko mamo, błagam, nie bądź zła! Oj Monte to inny świat, można mu milion razy powtórzyć, wytłumaczyć, nakrzyczeć, zaśpiewać - za 3 minutki podbiegnie wesołym truchcikiem wskakując przy okazji na wszystkie meble po drodze i zrobi dokładnie to, o co go prosiłam, żeby nie robił. :) Taki ot wesoły pieseczek.

Z jednej strony po ultra bojaźliwej Lusiełce bardzo chciałam psa, który nie będzie trząsł portkami na widok worka na śmieci, ale nie myślałam, że będzie to piesek, którego najlepszym przyjacielem jest głośny odkurzacz, a na odgłos wybuchów merda swoim zakręconym ogonkiem i chce się bawić. Monte potrafi wywołać uśmiech na twarzy każdego przechodnia, do tego kiedy nie łobuzuje jest najbardziej uroczym papisiem tego świata, ale zbytnia odwaga i pewność siebie przyprawiają mnie momentami o zawał, kiedy przykładowo zaczepia 5x większego od siebie psa, który z czystej nieuwagi mógłby go zdeptać, lub kiedy ucieka z przepyszną bułeczką prosto w stronę ulicy.


Mimo młodego wieku i teoretycznego odruchowego podążania za swoim człowiekiem, na spacerze jemu wydaje się, że on lepiej wie co robić, więc przywołanie nierzadko zawodzi, ale usilnie nad tym pracujemy. Paradoksalnie jednym z naszych największych problemów jest zostawanie samemu w domu. Kiedy tylko wychodzę do innego pokoju zaczyna się serenada. Na razie tłumaczę to sobie trudnym okresem, ale codziennie robimy sobie crate games i widzę delikatną poprawę. Stefan jest taką chodzącą sprzecznością, niby jest nad wyraz samodzielny i w niektórych sytuacjach zadziwiająco dojrzały, po czym zamienia się w ciepłą kluchę bardzo potrzebującą swojego człowieka. Moim największym celem jest nie rozpieszczanie go, bo tak naprawdę jest teraz oczkiem w głowie wszystkich. I tak jak pamiętam, że Lusia przez co najmniej rok spała w nocy w klatce, tak jego nie mam serca w niej zostawiać, bo on nie ma kogoś ciągle przy sobie i domu z ogródkiem, tak jak Luś. W ten oto sposób Monte śpi tam, gdzie uzna za odpowiednie. Może i to niezbyt dobre, ale mówi się trudno.

Jeśli chodzi o jego wątpliwe pochodzenie, to niewiele wiem. Podobno został znaleziony gdzieś w okolicach Modlina i według wypadania pierwszych zębów urodził się jakoś na przełomie września i października 2018 roku. Widząc go pierwszy raz byłam przekonana, że szybko znajdzie dom, a tu się okazało, że cieszył się małym zainteresowaniem. Chyba przeceniłam ludzi, nie każdy chce brać kundelka. Do końca sama nie byłam pewna, czy chcę to robić. Te hasła: nie kupuj adoptuj - nie do końca mnie przekonują i pewnie napiszę kiedyś o tym dłuższy post. Ale los widocznie chciał, żebym spędziła życie ze Stefanem, a ja wierzę w przeznaczenie i w to, że wszystko w życiu ma jakąś przyczynę i znaczenie. Myśląc o kolejnym psie nie mogłam zdecydować się trochę którą rasę wybrać. Serce podpowiadało border, rozsądek coś mniejszego, a też bardzo zawsze fascynowały mnie oziki i tollery oraz większość ras tropiących. Myślę, że Monte jest połączeniem tego wszystkiego, a popularna w ostatnich czasach aplikacja dog scanner twierdzi, że Monte jest owczarkiem australijskim z krwi i kości. :P (no dobra, ma w sobie 1% prosiaka... :P)


Także jeśli interesuje was, jak wyrośnie Monteczek i jaki będzie jako dorosły pies - nie powstrzymujcie się przed śledzeniem naszych losów! O ile nic mnie nie powstrzyma, postaram się tu publikować w miarę regularnie.

Miłego dnia!
Kasia :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Napisz w komentarzu link do swojego bloga. Jeśli mi się spodoba, dodam go do obserwowanych. Zachęcam do komentowania :)